poniedziałek, 18 marca 2013

Coś niecoś o mnie. / Sakhe.

Hej, mówcie mi Sakhe. Od teraz także będę prowadzić tegoż bloga i myślę, że jakoś ze mną wytrzymacie xD. Jestem Dzieckiem Indygo. Głównie moje (dotychczas odkryte) zdolności dotyczą jasnowidztwa, chronokinezy (kontrola nad przepływem czasu), witakinezy (umiejętność samoleczenia i sterowania własnym zdrowiem oraz szybkością starzenia się), aerokinezy (pozwalającej na wytwarzanie i/lub manipulacje wiatrem), lygokinezy (kontrola energii ciała), echokinezy (umiejętność wykonywania echolokacji).

Mam mocno rozwinięte zmysły (także zdolności parapsychiczne oraz paranormalne) w trakcie snu - czuję nawet najlżejszy powiew wiatru, każdy dotyk, potrafię logicznie i dość szybko myśleć (dzięki czemu łatwiej jest odróżnić czy sen jest snem, czy jawą), wzrok przenikający przez ściany itd.

Kiedyś myślałam, że tylko ja jestem inna (choć czasem wyczuwałam podobne energie do mojej), gdyż byłam otoczona typowymi ludźmi - idiotami z niby-mózgami. Już we wczesnych latach przewidywałam to, co miało się zdarzyć. Ostatnio coraz więcej dawnych snów oraz wizji wtacza się w życie codzienne. O Dzieciach Indygo wspomniała mi na wycieczce Sheva (Kryształowa znajoma), nie wytłumaczyła tego, więc zaczerpnęłam informacji poprzez internet (wiem, że dużo rzeczy, które ludzie wypisują o nas, są po prostu wytworem ich - o dziwo - wyobrażeń). Czytając większość cech Indygo czułam się, jakby ktoś mi wszedł do umysłu i spisał moją charakterystykę. Przez chwilę poczułam, że nie jestem sama. Pierwszy raz zdałam sobie wtedy sprawę, iż jest więcej (a nawet dużo) istot dążących do zmian, lepszej rzeczywistość itp. Te kilkanaście lat życia w niemal całkowitej niewiedzy o samej sobie nagle zeszły na drugi plan, a może nawet trzeci. Jak ja kocham się rozpisywać... xD.


Kilka przejawów moich zdolności:

 - Jakiś czas temu śniło mi się, że mój chomik umarł (nie lubię używać słowa "zdechł", a dlaczego to inna historia...). W tym samym śnie zmarł mój dziadek. Gdy się obudziłam, automatycznie pobiegłam do miejsca pobytu owego chomika. BYŁ MARTWY! Na szczęście dziadek nadal żyje.

 - Przez około pół roku nie otwierałam okna w pokoju (ogólnie go nie otwieram, ale czasami mama to robi, co mnie wkurza ._.), a drzwi były zazwyczaj zamknięte - otwierałam je jedynie przez chwilę, aby wyjść z pokoju (co też rzadko robiłam). Można było poczuć w tej jakby "izolatce" (nie wiem jak to inaczej nazwać) powiew wiatru, czasami lekki, czasem mocniejszy.

 - Niedawno gdy płakałam zaczął (równo z moimi łzami) padać deszcz. Im więcej łez spływało mi po policzkach - tym mocniej pogarszała się pogoda. Po kilku minutach poczułam w sobie nagły przypływ dobrego humoru, który wziął się "znikąd". Równocześnie ja przestałam płakać, a deszcz zaprzestał padania.

 - Siedziałyśmy u mnie z Shevą, Hebrajskim Czopem i niemieckimruskiem. Zaczęłyśmy z Shevą rechotać bez opamiętania. Poczułam niesamowity spokój, wręcz u mnie nie spotykany. Po chwili tej "nieświadomości umysłowej" dotarłam do świata realnego. Jako, iż mam wrażliwy słuch (choć chwilami ledwo cokolwiek słyszę - jestem pełna przeciwności), szybko dostrzegłam drgania na podłodze. Spoglądając automatycznie w miejsce blisko szafy, ujrzałam (nadal się śmiałyśmy) - kręcącą się w szybkim tempie, swoimi ruchami sprawiającą upiorny wygląd tej sytuacji - śrubkę. Najzwyklejsza w świecie śrubka! Ani przez chwilę nie przerywałyśmy śmiechu, jednak po kilkunastu sekundach patrzenia się w dalej kręcącą się śrubkę - szturchnęłam Shevę i równocześnie my przestałyśmy rechotać, natomiast owa śrubka zaprzestała kręcenia się, zastygając w bezruchu. Tutaj możliwe, iż wspólnie oddziaływałyśmy na ten przedmiot.

 - Gdy huśtałyśmy się z Shevą na pobliskich huśtawkach (uwielbiamy irytować ludzi ich skrzypieniem), spojrzałam w niebo i najzwyczajniej w świecie powiedziałam (w chwili "olśnienia duchowego") "samolot się rozbije". Niby norma, przecież rozbijanie się samolotów nie jest jakimś niespotykanym zjawiskiem. Jakiś czas później zupełnie "przypadkowo" natrafiłam na to:
"27 osób zginęło w katastrofie wojskowego samolotu w południowym Kazachstanie - podała rosyjska agencja Interfax oraz agencja Reutera. Na pokładzie maszyny byli funkcjonariusze kazachskiej straży granicznej.
Do katastrofy samolotu Antonow An-72 doszło we wtorek niedaleko miasta Szymkient na południu Kazachstanu. Maszyna należała do Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego Kazachstanu. Kazachska telewizja KTK poinformowała, że maszyna zniknęła z radarów około 19 czasu lokalnego. Miała lądować na lotnisku w Szymkiencie, stolicy regionu Południowokazachskiego.

Samolot leciał ze stolicy kraju Astany.
Na pokładzie funkcjonariusze straży granicznej
Jak podaje Interfax, samolot wiózł wysoko postawionych członków kazachskiej straży granicznej.
Agencja TASS podaje, że w samolocie było siedem osób załogi i 20 wojskowych z sił ochrony pogranicza. W katastrofie zginął szef straży granicznej, Turganbek Stambekov.
Według telewizji KTK, Antonow uderzył w ziemię z powodu złej pogody. Świadkowie zdarzenia mówią o tym, że usłyszeli głośną eksplozję, a potem zobaczyli płomienie."
ŹRÓDŁO: http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/27-zabitych-w-katastrofie-wojskowego-samolotu,296480.html.
Dlaczego uznałam to za istotne? Otóż 27 jest liczbą z jednej z moich wizji, która szczególnie wywróciła mi życie do góry nogami. Ta liczba zaczęła mnie "prześladować" oraz osoby, które wmieszałam w tę sprawę. Są też osoby, które na chama próbują się do tego wcisnąć i wszędzie szukają 27 -.-'...


Jak na początek wystarczy Wam ta garstka informacji o mnie ;).
Pozdrawiam i dziękuję za propozycję pisania na tymże blogu.

2 komentarze:

  1. Fajnie, że dołączyłaś ;) Tylko mam pytanie - kim jest Hebrajski Czop i Niemiecki Rusek??? (ciekawe pseudonimy...:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hebrajski Czop to kuzynka Shevy, a niemieckirusek (wybaczam Ci te napisanie z dużych liter xD) to moja siostra. ;)

      Usuń